E-Literaci - pokoje wspóczesnej literatury pięknej


Doącz Do Nas

Zaloguj siś by mieć dostęp do całości serwisu

Na forum: Konkurs Dzień MatkiPantum -warsztatyUrodziny Andrzej IwanowiczMajówka z flagą i konstytucjąUrodziny Jadwigi Pławik-IgiPISZEMY POPRAWNIEWiersz BiałyWiersze czytane o porankuŻYCZENIA WIELKANOCNEUrodziny Jurka Żocha

Feb 15
2013


twitter

P I E R W S Z Y K A M I E Ń
dodany przez Alicja Kuberska o godz. 12:12:06

  Na podstawie -Małgorzata Golabek-poezja i proza-Pierwszy kamień

 

 

                                                     (Monodram)

 

 

 

Scena jest ciemna,słychać tylko miarowe,mechaniczne skrzypienie.Powoli wchodzi światło pokazując podwójną huśtawkę, której puste krzesełka wahają się skrzypiąć. Obok ławka i piaskownica, w której leżą zapomniane zabawki i ubranka. Ten obraz jest w tle sceny.

 

Z przodu, tuż przy publiczności, przy małym stoliku, przedzielonym w połowie symboliczną szybą, stoją dwa krzesła, jedno twarzą do publiczności, drugie tyłem. Przez oparcie drugiego wisi przewieszona torba reportera, za szybą leży stos gazet i wycinków gazetowych, stoi szklanka wody i mikrofon.

 

Po chwili wchodzi kobieta. Siada za szybką.

 

 

ANNA B:

 

-Przyszłam, ale powiem pani, że długo się namyślałam. Czego wy ode mnie jeszcze chcecie? Wszystko zostało już powiedziane i sto razy przekręcone. Zarobiono na mnie dużo pieniędzy.

 

Nawet nie wiem, kto wtedy zarobił, ale to mnie nie obchodziło. Byłam jak w transie. Co chwilę coś podpisywałam. Jakieś zeznania, pełnomocnictwa, wszystko machinalnie. Widziałam jak przez mgłę. Prawie cały czas płakałam.

 

Po co to wszystko jeszcze raz? Napisała pani, że nie wierzy w moją winę. Co to pani da? Ja nie mam już niczego do powiedzenia. Nie mogę pamiętać czegoś, czego nie widziałam. Nie mogę zrozumieć czegoś, co nie jest do zrozumienia. Traci pani tylko czas.

 

 Modlę się żeby zapomnieć, żeby móc normalnie żyć. Tylko co to znaczy,  normalnie? Czy moje życie było normalne, zanim zamieniłam się w Annę B., dzieciobójczynię, potwora z piaskownicy?

 

Mówili: przeciętna. Za tą przeciętną twarzą ukrywa się osobowość niebezpieczna i wyrachowana. Napisali: niepozorna.

(Bierze do ręki wycinek z gazety i czyta)

 

-Anna B., kobieta szczupła i niepozorna. Trudno uwierzyć, że może tak spokojnie mówić o swoich zamordowanych dzieciach. Obojętność tej kobiety jest przerażająca i nawet najbardziej zahartowani dziennikarze wychodzili z sali sądowej, wstrząśnięci, gdy przyjęła wyrok bez mrugnięcia powiek.

 

-Byłam na tabletkach. Jeśli ich nie brałam, płakałam bez przerwy. Ile  można płakać?

Płakać można bez końca.

 

Ale.. one nie płakały, kiedy... kiedy je znalazłam. Na ich twarzach nie było śladów łez. W ogóle były takie... spokojne, jakby spały. Daniel miał nóżkę podwiniętą,  tak jak zawsze, kiedy spał. Tylko... ten ich sen był bez… oddechów.

 

Poznawałam po oddechach, kiedy usypiały. Usypiałam je co noc. Zawsze, śpiewałam im  kołysanki - takie prawdziwe, i moje - wymyślone.

 

(Nuci kołysankę, kiwając się lekko do przodu i do tyłu)

 

- Śpiewałam coraz ciszej, aż ich oddechy się uspokoiły. Zawsze były takie równe i takie ciche. Takie ciche. Brałam je na ręce, i przenosiłam z mojego dużego łóżka, w którym leżeliśmy wszyscy troje, do ich łóżeczek.Tam już spały do rana.

 

Więc wtedy... też je przeniosłam…  przeniosłam do samochodu.

Podjechałam autem, żeby było szybciej. Na placu zabaw spotkałam Henryka. On z tą swoją straszną, czerwoną twarzą.. wykrzywił się i powiedział mi -"Już mi niczego więcej nie zabierzesz! Już nie mamy dzieci, już nie mamy naszych dzieci!" Wiedziałam, że to prawda. Gdy zobaczyłam tę jego twarz ,to czułam, że stalo się coś strasznego.Za późno przyjechałam!

 

Pisali:"Wykształcenie średnie. Przeciętna. Nigdy się niczym nie wyrózniała". Pisali:"Sprawiała wrażenie osoby, która chce być przezroczysta". Wtedy chciałam jeszcze, żeby mi uwierzono.

 Ale później... w pierwszym procesie badali wszystko i posyłali do analizy. Widziałam te dowody, w takich małych, plastikowych, dobrze zabezpieczonych torebeczkach. Było ich tak dużo!. Kładziono je na stół sędziowsk,i a ja wiedziałam, że gdzieś tam, w którejś z nich są kawałki moich dzieci, są ich paznokcie i włoski. To były dowody przeciwko mnie. Długo mi tłumaczono, dlaczego jestem winna z powodu tych nitek ze sweterka. Ja się przyznałam. Ja nie zaprzeczałam - przeniosłam je do samochodu i stąd te nitki... Przecież zawsze miałam jakieś nitki na moim ubraniu i włosy. A ta plamka z jagód?. Daniel zwracał, nawet, jak już miał dwa lata. Czy pani wie, co ja ciągle miałam na swoim ubraniu?.

 

Na tej bluzce też była plama, chociaż była nowa.  Kupiłam ją na złość Henrykowi. On bardzo nie lubił, kiedy kupowałam sobie nowe rzeczy. Awanturował się.. Po każdej awanturze robiłam się twardsza. Już się go nie bałam. Byłam wreszcie umówiona z adwokatem. Walczyłam o to, co było dla mnie najważniejsze.

 

Pyta pani- jak to tak? Brałam przecież ślub kościleny. Henryk, nic złego mi nie robił. Tylko tak, jak wszyscy mężowie- ciągle się czepiał, że za dużo wydaję. Śmiał się ze mnie, że nie umiem parkować. Mówił coś przykrego o mojej matce, albo, że się postarzałam. Nic poważnego. Mścił się chyba na mnie podświadomie. Nie za bardzo chciałam za niego wyjść. Kochałam się w takim jednym…całe lata To był nauczyciel.Taka dziecięca,  platoniczna miłość.Niech pani tego nie pisze, bo chyba nie byłby szczęśliwy dowiadując się, że kochał się w nim potwór.

 

W  Henryku też się chyba zakochałam..Zdecydowałam się wyjść za niego za mąż dopiero, jak Laura była w drodze . On czuł, że coś jest nie tak.Upił się na weselu i płakał.

 

Wtedy to nie był zły człowiek.

 

Tylko, że  się wtrącał do wszystkiego. Mówił, że dzieci  rozpieszczam i ciągle mnie pytał- po co tyle zabawek?.

Później bałam się zostawiać z nim dzieci. Gdy już się wydało,  że mam romans, to on się zrobił taki straszny i dużo pił. Miał swoją stałą knajpę. Przesiadywał w niej, bo w domu było ciasno i bałagan.Nie znosiłam jak wracał śmierdzący alkoholem. Nawet nie bywał często pijany. Tylko to piwo…..

Pił dużo piwa i czułam do niego obrzydzenie. Nie wiem właściwie, dlaczego. Dawniej przecież sama lubiłam piwo.

 

Co się ze mną stało? Leżałam w nocy i trzęsłam się ze strachu, że on za chwilę przyjdzie, taki śmierdzący i powie to, co zawsze: "No, czekałaś na swojego męża, kurko domowa?", albo sięgnie po mnie, jak po swoje.

 

Nie było przed nim ucieczki. Nawet gdy dzieci chorowały i spałam z nimi, to on potrafił przyleźć do łóżka i sięgnąć po mnie .Nic mu nie przeszkadzało.Laura raz się obudziła i płakała Zgadzałam się już potem na wszystko….. żeby tylko był spokój…..

 

Na początku próbowałam sobie tłumaczyć, że to dobry człowiek, i że mnie kocha. Kiedyś przecież lubiłam z nim być.

To tłumaczenie, nawet trochę pomogło i mniej mnie od niego odrzucało. Potem jednak wróciło obrzydzenie. Kiedyś uderzył Daniela, gdy pchał mi się na kolana, a on powiedział, że ma iść do swojego pokoju. Wtedy zobaczyłam w nim obcego, który bije moje dzieci. Kogoś kto przychodzi w nocy i bierze mnie jak rzecz, do której ma prawo. Czy w rodzinie ma się prawo do drugiego człowieka, jak do półki w łazience, wieszaka w szafie?

 

Czy mamy w ogóle jakieś prawo do rozporządzania drugim człowiekiem?

Nawet dziećmi?

 

Potem coś się poplątało. Coś stanęło na mojej drodze. Ja tego wcale nie chciałam. Broniłam się przed tym , ale krótko. To mnie zaskoczyło i było silniejsze ode mnie. Zakochałam się

 

Zapyta pani kim był ten człowiek? Człowiek dla którego poświęciłam wszystko? Wszystko.

 

Jaki był ten człowiek, przez którego musiały umrzeć moje dzieci?

 

Wysoki, wyprostowany, ramiona miał  duże, silne.  Grał trochę w tenisa. Na nasze spotkania ubierał się ładnie, tak trochę po włosku. Więc dlatego mówiłam do niego Mario, chociaż miał na imię Marian. Pamiętam jego włosy- takie jasne, i takie... pachnące. Pachniał. Nie wiem czym pachniał. Dla mnie -  latem,wakacjami.

 

Tak też się czułam - jak na wakacjach.

 

Gdy się spotykaliśmy,   obejmował mnie na przywitanie. Zawsze musiałam najpierw wtulić w niego nos, i poczuć ten jego zapach, jak pies. Tak mnie do niego ciągnęło.

 

(Zamyka oczy, wciąga głeboko powietrze nosem)

 

Ten zapach właśnie mnie  przyciągał. Może człowiek jest bardziej zwierzęciem niż nam to kościół i prawo próbują wmówić? A może to tylko ja byłam taka... niewydarzona? Prymitywna? Suka- pisali. Wściekła suka -napisali na domu moich rodziców.

 

Może to nie był tylko ten zapach? Może to był jego głos? Kiedy wymawiał moje imię, zdrobniale, to było w tym coś takiego ciepłego, że czułam się, jakbym wróciła do domu. Moja babcia często tak wołała…..Anulko, Anulko.

(Nasłuchuje)

 

A z drugiej strony znów nie wiem, bo przecież ten głos był taki męski. Już tak dawno nikt nie zwracał się tak do mnie. Henryk mówił-  zrób,  trzeba, musisz.  Rozmawailiśmy tylko o zakupach, kredytach, chorobach.  Najważniejsza dla niego była telewizja..

 

 

Mario brał tę moją rękę- taką szorstką, i to mu nie przeszkadzało. Całował moje palce i zauważył, że są długie i delikatne. Zimna ręka śmierci, pisali potem w gazetach. To było o mnie.

 

(Grzebie w wycinkach)

 

-Pisała pani, że nie wierzy w moją winę. Niech sobie każdy wierzy, w co chce. Ludzie zawsze w coś wierzą, co im się zgadza z tym, czego oczekują od.świata. Pani ma dzieci, prawda? Więc nie może pani uwierzyć, że matka... czy byłam dobrą matką? Tak . Tylko, do którego momentu? Kiedy przestałam być dobrą matką?

 

(Czyta)

 

Pisali: "Już planując zbrodnię ręką, która nie zadrżała, zapalatała córeczce warkocze".

Czy plotąc te warkoczyki, byłam jeszcze dobrą matką? Laura piszczała, bo się śpieszyłam. On czekał na mnie i byłam już spóźniona..

Napisali, że jestem  potworem , a nie kochającą matką.

 

 

Powtarzałam: niewinna. Do końca procesu tak mówiłam, tak mi kazał adwokat. To nie jest prawda. Wszystko, cokolwiek się zdarzyło, cała ta historia od początku do końca, jest moja winą.

Nie powinnam była wyjść wtedy do niego. Henryk był na zwolnieniu lekarskim, bo skaleczył sobie rękę, wybijając w trakcie awantury szybę w drzwiach. Tylko, że Mario miał następnego dnia wcześnie wyjechać. Z drugiej zmiany miał przyjść późno i już prawie nie mieliśmy czasu. Nie wychodziłam nigdy, dopóki dzieci nie usnęły, chyba że krótko - do lekarza albo coś takiego.Wtedy zawoziłam je do matki, bo Henryk nie zajmował się nigdy domem. Mógł z nimi pójść na spacer, albo oglądać razem bajki, ale żeby coś ugotował, to nie. W dzień byłam zawsze z nimi. Na  placu zabaw też nigdy nie zostawiałam ich samych. Plac był dość daleko i często pusty, a w dodatku zupełnie zasłonięty żywopłotem. Gdy tam szliśmy, to brałam jakąś gazetę albo robótkę na drutach i siedziałam z nimi. Pilnowałam ich. Tyle się słyszało okropnych historii...

 

Siedziałam na tej ławce, Ile ja godzin przesiedziałam na tej ławce? W dzień patrzyłam ciągle na moje dzieci, a właściwie patrzyłam przez nie. Widziałam ich jasne główki, blisko siebie, pochylające i przesuwające się na tle żywopłotu. Kierowało mną takie codzienne myślenie - już pora iść do domu. Daniel musi spać, a Laura jest za długo na słońcu. Ma taką jasną skórę. Takie tam, normalne myśli. Nigdy nie myślałam, że to coś wyjątkowego, dar, prezent, magiczna chwila, którą trzeba uchwycić i przeżywać. Powtarzać w myślach, aż do szaleństwa, bo zniknie i nie powtórzy się już nigdy więcej.

Wtedy myślałam tylko, że nie mam chusteczek jednorazowych, a Danielowi cieknie z nosa. Dlaczego nie myślałam wtedy, że to coś cennego? Dlaczego o tym, że jesteśmy szczęśliwi wiemy dopiero potem?

Przecież mogłam chociażby pomyśleć, że one dorosną, i im będą większe, tym mniej mnie będą potrzebować.

 

Teraz myślę sobie czasem: Laura byłaby już dorosła. Byłaby na pewno ładna, z tą porcelanową, jasną skórą i dużymi, szarymi oczami. Ciekawe, czy dalej chciałaby być nauczycielką?

Daniela nie umiem sobie wyobrazić. Był taki malutki. Nie potrafię go sobie wyobrazić jako młodego mężczyzny, z dużymi dłońmi, nogami, sypiącym się wąsem. Jest dla mnie ciągle jeszcze taki mały - z jasnymi loczkami, jak wtedy,  w piaskownicy.

 

 

 

Rozhuśtywałam im huśtawki i machinalnie śledziłam je wzrokiem- nie, tak- nie, tak- nie... Byłam w apatii, jak sparaliżowana. Henryk groził, że zabierze mi dzieci przy rozwodzie. Nie żeby je chciał wychowywać, ale żeby mnie ukarać. Nastawiał przeciwko mnie swoją matkę, z którą wcześniej dobrze żyłam. Nawet i moją rodzinę. Opowiadał znajomym, jaką jestem wyrodną matką i,że  zaniedbuję dzieci.

 

Patrzyłam na nie, jak się huśtały i przypominałam sobie, jak kilka dni temu Mario rozhuśtał mnie na tej samej huśtawce. Potem kochaliśmy się szybko i zapamiętale. Myślałam o nim. Przeważnie myślałam o Mario.

Henryk miał rację - zaniedbywałam dzieci. Uważałam, że je kocham. To było dla mnie takie oczywiste. Kocha się dzieci, a ja moje kochałam od pierwszego krzyku, od kiedy zobaczyłam ich różowe, pomarszczone buzie. Nawet i wcześniej. Teraz wiem, że kochałam je za mało….

 

Wtedy myślałam w kółko o nas. Czy mam prawo? Dlaczego mam prawo? Co wolno w życiu? Ile wolno brać? Wydawało mi się, że chcę tak niewiele. Chcialam być z kimś ,kto mnie akceptuje. Czekać na kogoś z radosnym niepokojem. Cieszyć się dawno zapomnianymi rzeczami. Przytulać się pod parasolem w deszczu. Kwiaty, dostawać kwiaty. To jest strasznie skomplikowane, gdy ludzie przestają się kochać.

Henryk.. Myślę, że był nieszczęśliwy. Nie miałam czasu się tym zajmować. Miałam dużo  pracy, a w głębi duszy uważałam, że był sam sobie winien. Był na uboczu, bo czekał tylko na dowody uznania. Jeśli ich nie znajdował, było to dla niego dowodem, że jestem przeciwko niemu, i że nastawiam przeciwko niemu dzieci. One jakby trochę zaczęły go omijać. Był taki drażlwy. Ty i te twoje dzieci!- mówił tak często do mnie. Brzmiało to jak oskarżenie. Szukał ciągle potwierdzenia, że jest lepszy, że ma racje. Więc zacinałam się jakoś i jak przez szybę obserwowałam, jak rozpada się moje małżeństwo. Jak po jednej stronie szyby jesteśmy ja i moje dzieci. Po drugiej on, coraz częściej pijany, potem skacowany, zły, rozdrażniony, nie cierpiący sprzeciwu, niecierpliwy. Coraz mniej mu wybaczałam, a on coraz bardziej się zacinał. W naszym domu przestało być miło.

 

Jeśli przestanie się kogoś kochać, to życie staje się tragiczne. Powstaje pustka. Mało rzeczy ma sens. Niewiele spraw cieszy. Jest wiosna, idziesz przez park, z dziećmi .One paplają tak ładnie. Słońce świeci.Wszystko jest świeże i nowe, a ty myslisz tylko o tym, że teraz trzeba pójść  do ponurego domu. Henryk jak zwykle będzie strofował dzieci, żeby były cicho.

 

Jeśli przestanie się kogoś kochać, to nie ma nic w zamian.

Siedzisz w piżamie z obcym człowiekiem przy śniadaniu i wstydzisz się, że patrzysz zimno, jak on przeżuwa. Widzisz, że ma podarte kapcie. Słyszysz jak spuszcza wodę w ubikacji. Zbyt wiele intymności z obcym człowiekiem . Czujesz sie zażenowa i chcesz uciec. Seks z takim nieznajomym- przypadkowy ,wymuszony, sprawia, że jest jeszcze gorzej. Odczuwasz tylko wstydliwe zdziwienie. Nie ma już czułości. Seks bez czułości jest katastrofą.

 

Opowiedzieć można o chorobie, o utracie pracy, nawet o tym ,że zostało się zdradzonym, ale czy ktokolwiek opowiada innym o utracie miłości?

Na początku nie chcesz uwierzyć.Nie nazywasz tego po imieniu. Pustka, tylko pustka. Po jakimś czasie nie możesz już jej ignorować. Gdy myślisz o swoim życiu, widzisz je nagle podzielone na dwa okresy- przed i po. To było jeszcze wtedy, kiedy go kochałam. Teraz jest po.

Czujesz w sobie powoli narastającą ciemność.

Jeszcze wczoraj twoje serce było czyste. Miałaś zasady; pewnych rzeczy się nie robi, pewnych słów nie wolno nigdy powiedzieć. Nie należy innych ranić. Jeszcze wczoraj. Dziś mówisz te słowa. Dokąd można dojść bez miłości?

Dlaczego skończyła się  moja miłość?

Nie znajdujesz tego punktu , w którym straciłaś miłość. Nie zmienia to faktu, że już jej nie ma. Czasami myślisz, że może nie było jej nigdy. To nie przynosi pocieszenia.Czujesz się tylko coraz gorzej.

 

 

Dostałam szansę powrotu na pół etatu do biblioteki, w której wcześniej pracowałam. To mnie uratowało, inaczej pewnie pogrążyłabym się w depresji. Wtedy po raz pierwszy ostro sprzeciwiłam się Henrykowi, bo nie spodobało mu się, że chcę wrócić do pracy. Chociaż się wściekał i nie rozmawiał ze mną chyba ze dwa tygodnie, to i tak poszłam do pracy. Nie wiem, dlaczego tak ostro zareagował.Pewnie czuł, że wymykam mu się spod kontroli.Miałam swoje pieniądze.Przestałam być kurą domową.

 

Dzieci były zaniedbane. Zaniedbywaliśmy je obydwoje- Henryk, w swoim opuszczeniu i złości, i ja, kiedy poznałam Mariana.

 

Mario proponował mi, żebyśmy wyjechali, gdzieś bardzo daleko, i zaczęli całkiem nowe życie. Wiedziałam, że będę musiała wreszcie podjąć decyzję i złożyłam pozew o rozwód. Myślałam- jeśli przegram dzieci przy rozwodzie, to chyba je ukradnę.

 

Ile szczęścia jest dozwolone? Jaka jest ta miara, którą się dostaje i trzeba ją smakować powoli,  cieszyć się nią, nie żadać niczego więcej?

(Wyciąga i pokazuje duży, kolorowy rysunek dziecięcy)

–                    Laura była takim pogodnym dzieckiem. Jej rysunki były zawsze pełne kolorów. Rysowała ptaki i kwiaty. Jej świat był piękny. To też jest piękny rysunek, ale niech pani zwróci uwagę na to słońce w prawym, dolnym rogu. Dlaczego słońce leży na ziemi? Zawsze rysowała je tam, dokąd ono należało, na niebie. Dlaczego spadło słońce Laury na kilka dni przed tym..?

A może to leżące słońce na ziemi to ja? Prawy dolny róg  w rysunkach dziecięcych zarezerwowany jest dla postaci matki. To słońce, krzywe trochę i na ziemi?Czy to ja spadłam? Przestałam świecić i ogrzewać moje dziecko? Czy ona przeczuła tą nadchodzącą i straszną katastrofę? Ten koniec świata? Gdy wychodziłam do Mario, to zapytała kiedy wrócę i czy jak się obudzi to będę już w domu..

Zapewniałam ją, że tak. Potem wejdę do ich pokoju i pocałuję ją. Mówiła, że mam przypomnieć tatusiowi, żeby zostawił szparkę w drzwiach. Laura bała się ciemności.

 

Ja wychodziłam w tę ciemność, lekka i radosna. Czekałam, aż zapadnie wieczór. Żeby wreszcie usnęły i żebym mogła się uwolnić. Chciałam wyjść,  żyć moim nowym, prawdziwym życiem.

 

Nie powinnam wtedy wyjść do Maria. W dzień, nigdy tego nie robiłam. Zostawiałam je ze skacowanym Henrykiem, który poprzedniej nocy zrobił po pijanemu straszną awanturę. Chciałam jednak wyjść, żeby się z nim pożeganać. Kochać się z nim po raz ostatni przed jego wyjazdem.

Potem zasnęłam u niego. Dlaczego mogłam tak spokojnie spać?

Gdzie była wtedy moja miłość?

To był ostatni raz jak się kochaliśmy... Gdy wysiadłam z samochodu to spotkałam Henryka, samego .Zobaczyłam tę jego twarz. Straszliwe przeczucie zdławiło mi gardło. Moje serce tłukło się. Nagle  wiedziałam wszystko.

 

Daniel leżał w piaskownicy, buzią częściowo w piasku. Laurę zobaczyłam później. Leżała w krzakach.Moje dzieci były martwe.Pani rozumie- martwe! Martwe! Martwe!

Wzięłam je na ręce i przeniosłam do samochodu. Najpierw Laure wyciągnęłam z krzaków...

Potem wzięłam na ręce Daniela. To wszystko. Miałm je wtedy po raz ostatni przy sobie.

 

W śledztwie wykluczono możliwość, że to był  ktoś obcy. Obcy nie morduje bez przyczyny.

Morduje brutalnie- a one….one   zostały zabite delikatnie. Jedno po drugim. Najpierw Laura, w krzakach. Daniel nic nie widział. Potem on. Delikatna ręka- pisali.

Rozwiedziliśmy się. Henryk złożył pozew o rozwód jeszcze w czasie śledztwa. Mario nie pisał do mnie. Odsunął się. Już w pierwszym dniu procesu nie patrzył mi w oczy. Tak będzie lepiej dla nas –napisał w liście. Dla nas? Lepiej? Do dziś nie wiem, co miał na myśli…

 

 

A ja... ja dostałam dożywocie. Proszę pani, chociaż już jestem wolna i mogę sobie iść, gdzie chcę, to przecież dostałam dożywocie. Ono skończyło się formalnie po piętnastu latach. Ja nie zostanę nigdy uwolnina, dopóki żyję.

W śledztwie sprawdzono alibi Mariana. On oczywiście był w pracy, na tej drugiej zmianie.

Zostałam tylko ja.

Henryk zawiadomił policję.Znaleziono mnie, gdy siedziałam z dziećmi w lesie. Szukano nas już po całym mieście. On powiedział, że to ja zabiłam nasze dzieci. Uwierzono mu, oderwano mnie od nich. Już ich więcej nie widziałam.Nigdy!Czy pani wie,co to znaczy  nigdy nie zobaczyć swoich dzieci? Nigdy!?Nigdy!?

 

Bóg mnie osądzi, bo ludzie nie potrafią. Żeby osądzić, trzeba zrozumieć, a ludzie nie potrafią. Ludzie chcą tylko prawdy. Cóż to jest w końcu ta prawda? Czy prawdą  jest wynik śledztwa.?Czy to, co pisali w gazetach? Wyrok? Jaka jest prawda Henryka? Jak on z tą prawdą może teraz żyć?

 

-Gdzie była wtedy miłość??

Zostawiłam moje dzieci i poszłam.Odeszłam za daleko! Nie słyszałam tych krzyków, które wydawały ze strachu. Samotne, poza gniazdem. Nie było mnie w pobliżu!

 
Nie dziwię się, że skazano... mnie.


Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze
Dołaczył/ła:
07.09.2010
20:12:25

Miasto:
Inowrocław
Data urodzenia:
1960-11-08

Zarejestruj się by mieć dostęp
do wszystkich opcji serwisu.
Informacje:
» Tekst czytany był: 1996 razy.
» Dodano 3 komentarzy do tekstu.
» Tekst lubi 0 osób.

Sprzedam powierzchnie reklamową na portalu www

Muzyka i Edukacja > Ksiąki > Czasopisma

Zapraszam do kontaktu
Użytkowników Online
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online

Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: ~Robert Furs

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEZONE

Copyright © E-Literaci.pl Kwiecień 2010 - 2024
Witryna jako całości i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
Serwis powstał wg pomysłu Barbary Mazurkiewicz

Serwis literacki E-Literaci dedykuje wnuczce Nikoli, gdyż powstał w dzień jej urodzin.
Serwis, zarejestrowany w Sądzie tytułem prasowym, jako Dziennik.

26,963,793 Unikalnych wizyt
Redaktor naczelna - Jadwiga Bujak
Administrator - Jadwiga Łowkis (babajaga)